poniedziałek, 19 sierpnia 2013

IV Runda Driftingowych Mistrzostw Polski

W ostatni weekend odbyła się w czwarta runda Driftingowych Mistrzostw Polski koło Sanoka. Pojechałam, byłam, widziałam. I nigdy więcej nie dam się zaciągnąć na Serpentyny. Oczywiście, ryk silników, palona guma, wyścig, rywalizacja - to naprawdę wciąga. Jednak dwa kilometry w jedną stronę, pełnym słońcu i nieprzystosowanym stroju już raczej nie jest takie cudowne. Byłam świadoma, że trzeba iść kawałek, ale żeby aż taki?! Ale wzięłam jakieś energetyki, plecak i ruszyłam niczym czołg przed siebie, zostawiając resztę pielgrzymki z tyłu. Nawet sobie nie wyobrażacie jak byłam szczęśliwa, kiedy zobaczyłam park maszyn! Kierowcy, mechanicy i auta, które zdecydowanie lepiej wyglądały w ruchu. Na stracie poczekałam na swoich towarzyszy, niecierpliwiąc się i dzwoniąc co trzydzieści sekund z zapytaniem gdzie są, ale w końcu, po dziesięciu długich minutach przyszli (stanie przy Samochodzie Bezpieczeństwa wbrew pozorom nie było takie miłe) - zatrzymała ich kontrola, która mnie, jakimś niewyobrażalnym cudem pominęła (głupi ma zawsze szczęście, nieprawdaż?). Jak się okazało, moje tempo nie było tak wyśmienite i nie zdążyłam na sesję autografów (licząc małą wpadkę, zakupy w Biedronce i zgubienie się po drodze to i tak szybko dotarliśmy), ale to nic. Przeszliśmy pod parasole i zamówiliśmy coś do picia (biorąc pod uwagę, że na stanie było jedynie piwo i IceTea w puszkach) oraz jakieś jedzenie. Pierwsza runda miała rozpocząć się o 14:10, a zawodnicy wystartowali koło piętnastej. W tym czasie chodziłam, wierciłam się i szukałam dobrego miejsca. Skutkiem wspinania się na skarpę, z której zeszłam po trzech minutach są liczne podrapania - fajna pamiątka. W końcu wróciłam do parasol. Pierwszy przejazd, drugi przejazd, trzeci przejazd i tak dalej. Przy dwóch ostatnich moje uszy miały dość (w moim mniemaniu jednak wciąż jest to najpiękniejszy dźwięk). Pierwszą rundę wygrał Grzesiek Hypki. Nie obyło się bez problemów. Fani siedzieli na barierkach, na zakręcie, a chyba nie muszę tłumaczyć czym to mogło się skończyć. Na szczęście wszyscy przetrwali. Niestety, bo pierwszej rywalizacji przyszedł już czas na wyjazd, gdyż nie chcieliśmy stać w czterokilometrowym korku. Jak się okazało, takim samym tokiem myślenia szło 90% kibiców i wszyscy rzucili się w dłuuuugi marsz powrotny, który był (nie wiedzieć czemu) lżejszy...;) Wcześniej udało mi się jeszcze zahaczyć o 'sklep' z gadżetami. Koszulki, smycze, naklejki i trąbki (itp.). Kupiłam parę rzeczy i zatrzymałam się przy ciuszkach dla niemowlaków. Odciągnęli mnie siłą. Ponownie minęliśmy park maszyn, kierowców i ogromny parking. Pomimo przesiedzenia nieadekwatnie krótszego czasu (w porównaniu z drogą), jestem zadowolona. Było miło, poznałam kilku fajnych ludzi, cieszyłam się jak przedszkolak na widok moich ulubieńców, a przede wszystkim miny i komentarze mojej rodzicielki, kiedy kierowcy pędzili są nie do opisania.:) Ale wiem jedno - nigdy nie dam się namówić na tak szaleńczo-długi marsz (i za nie pójdę na pielgrzymkę).
Kilka zdjęć:



















Jakość nie jest najlepsza, ponieważ robione były telefonem.;)
M./

4 komentarze:

  1. Aż Ci zazdroszczę. Ja żeby dostać się gdzieś gdzie w ogóle ktoś się ściga musiałabym przejechać chyba pół Polski. Cóż, takie uroki mojego miasta, chociaż słyszałam, że mają coś organizować. Ale kto ich tam wie...
    PS. Jest nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na podkarpaciu nie ma dużo imprez tego typu... Miałam w tym roku jeszcze jechać na Rajd Rzeszowski, ale zabrakło mi chyba czasu na to... Dzięki;)

      Usuń
  2. Lol szkoda że mnie nie było. U mnie czegoś takiego nie ma. Ja szłam nad morskie oko łącznie 15 km. Nie mów ze marsz był dłuższy od tego.
    Na każdym rajdzie ludzie stoją za blisko. Nie przetłumaczysz im tego. Jak się komuś coś stało to i tak nie odejdą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję... Ale przyznam, że do mojej koleżanki jest dużo dalej i pod górkę, często chodzę nawet z rowerem, a nigdy się tak nie zmęczyłam jak tutaj...
      Siedzieli na barierkach, praktycznie na samym zakręcie, przesadzili. Zwłaszcza, że Kowalski miał tam akurat wypadek, dość poważnie wyglądający. Ale ryzykują, takie jest już życie.;)

      Usuń

Textbookers baner